ŚWIĘTY MIKOŁAJ
Ks. Włodzimierz Kwietniewski
Chodził z siwizną szronu wplątaną w jedlinę,
śmiał się pełnią księżyca bladą i pyzatą,
podarował brylanty gwiezdne mroźnym kwiatom,
przed domami przystawał dumając godzinę.
Obdarował prezentem przydrożną topolę,
potem wchodził do domów cicho, tajemniczo,
kładł prezenty, odchodził-ludzie je policzą,
wreszcie po Mlecznej Drodze odszedł w gwiezdne pole.
Temu podrzucił uśmiech, promień jaśniejący
wśród ponurych dni życia; temu szczęścia chwilę
wprost w schorowane ręce suche jak badyle;
dziś też wytrwanie otrzymał w wierze kulejący.
Dziś z tworów ludzkiej ręki prezentów nie trzeba,
bo te, jak łatwo przyszły, łatwo się oddalają;
nikłe, że w chwilach trudnych tak, jak proch się spalą,
wtedy nie trzeba nam darów, ale darów z Nieba.
Na ten piękny wiersz trafiłam kiedyś, dawno, dawno! Kilka dni temu robiąc porządki wpadł mi w ręce - chyba celowo. Wiem, że powinnam się nim podzielić, więc niniejszym to czynię. Mnie ten wiersz bardzo porusza, szczególnie te dary z Nieba, które niosą ze sobą głębię tęsknoty. Bo przecież tak naprawdę każdy z nas za czymś tęskni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz